Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wspomnienia „Kukułki” o zapomnianym lotnisku w Łabuniach

Bogdan Nowak
Bogdan Nowak
Unikalne zdjęcie wykonane podczas II wojny światowej na lotnisku wojskowym w Łabuniach
Unikalne zdjęcie wykonane podczas II wojny światowej na lotnisku wojskowym w Łabuniach ze zbiorów Waldemara Klimaszewskiego
Modest Gontarz ps. „Kukułka” (ur. 21 lutego 1925 r.) był żołnierzem Batalionów Chłopskich, a następnie Armii Krajowej. Jego wspomnienia z czasów II wojny światowej są barwne, pełne emocji. Sporo miejsca poświecił w nich budowie niemieckiego lotniska w Łabuniach. Rodzina pana Modesta udostępniła zapiski „Kurierowi Lubelskiemu”.

- Przeczytałam artykuł w waszej gazecie na temat tego lotniska. Wynika z niego, że nadal niewiele o nim wiadomo. Wspomnienia w znacznym stopniu uzupełnią lukę – podkreśla Anna Madej, córka Modesta Gontarza.

- Jakiś czas temu wydaliśmy wspomnienia dziadka w 60 egzemplarzach – dodaje Paulina Sagan, wnuczka pana Modesta. - Trafiły one do członków rodziny, ale są dostępne także w bibliotece w Krynicach. Dziadek niestety od kilku lat już nie żyje. Kiedyś jednak wiele o łabuńskim lotnisku opowiadał.

Zezowate szczęście

O tej historii pisaliśmy w styczniu. Zaczęło się od 250 zdjęć (w starym albumie), które jakiś czas temu pozyskał w drodze wymiany Waldemar Klimaszewski z Zamościa. Część z tych fotografii została wykonana w Łabuniach. Ich autorem był anonimowy Niemiec, członek organizacji Służba Pracy Rzeszy. Owe archiwalne fotografie zostały opracowane i wydane ostatnio przez miejscową Bibliotekę Publiczną w albumie pt. „Lotnisko w Łabuniach 1940-1946”. Całość opracowali Hubert Chwedyk oraz Grzegorz Antoszek.

Jednak nadal wiele szczegółów owianych jest tajemnicą. Także dlatego biblioteka w Łabuniach zaczęła gromadzić wspomnienia okolicznych mieszkańców na temat zapomnianego lotniska. Opisaliśmy to wszystko na łamach „Kuriera Lubelskiego”. Wówczas zgłosiły się do nas Anna Madej i Paulina Sagan, a potem udostępniły wspomnienia Modesta Gontarza opatrzone tytułem „Moje zezowate szczęście”. Autor był jednym z budowniczych lotniska. W jakich okolicznościach?

„Przyszła wiosna 1941 roku, bardzo wcześnie, i już na początku marca Niemcy rozpoczęli budowę lotniska wojskowego w Łabuniach (...)” – pisał Modest Gontarz. „Został nałożony na każdą wieś kontyngent ludzi, których musiał wyznaczyć sołtys. Ponieważ w naszej rodzinie było trzech chłopców i jeszcze niestary ojciec, sołtys wyznaczył jednego do pracy na lotnisku”.

Modest Gontarz zgłosił się na ochotnika, bo chciał odciążyć braci prowadzących własny warsztat krawiecki. „Chociaż w lutym skończyłem dopiero 16 lat, a do pracy przyjmowali tylko tych, którzy mieli ukończone 18 lat i więcej, jednak dostałem z gminy wezwanie do stawienia się (…) na lotnisku, opieczętowane pieczęcią „arbajtzantu” z niemiecką wroną” – czytamy we wspomnieniach „Kukułki”. „Jeszcze za nocy musiałem być w Krynicach, gdzie podjeżdżały samochody niemieckie i zawoziły nas do Łabuń”.

Były to ciężarówki, w których przymusowych pracowników wożono „jak śledzie w beczce”. Jak ocenił Modest Gontarz, na lotnisko przybywało wówczas w taki sposób blisko 1 tys. osób. Byli to głównie mieszkańcy wsi na Zamojszczyźnie, ale także Żydzi z Zamościa i Komarowa Osady.

O świcie uderzyli na Rosję

„Pracowałem przy budowie pasa startowego, który ciągnął się około dwóch kilometrów o szerokości dwieście metrów, może niecałe, trudno mi określić” – wspominał pan Modest. „Najpierw kładliśmy szyny w poprzek tego pasa, po których kolibami wywoziliśmy wykopaną ziemię na pobocze. Potem była glinka i głębiej biały kamień. Wszystko to było sypane na osobne pryzmy na poboczu tego pasa. Powstawało koryto głębokie chyba na metr. Tak posuwaliśmy się odcinkami, aż do końca dwukilometrowego pasa, by później znowu po szynach zwozić z powrotem, tyle, że teraz już równymi warstwami, najpierw kamień, potem glina i na wierzchu ziemia (borowina)”.

Robotnicy pracowali na lotnisku przez 12 godzin dziennie. Niemcy próbowali okolicznych mieszkańców zmusić do pracy także w niedzielę, ale – jak się okazało, nie było to takie proste.

„My w niedzielę nie przychodziliśmy na przystanek, chociaż straszyli, że będą nas karać. Nie karali – wspominał autor wspomnień. „Aż którejś niedzieli rozwścieczeni Niemcy otoczyli nasz kościół w Krynicach i po rannym nabożeństwie zabrali wszystkich mężczyzn na samochody, zawożąc ich w świątecznych ubraniach na lotnisko. Niektórzy klęli na nas, że przez nas ich zabrano, ale my w dalszym ciągu w niedzielę do pracy nie przychodziliśmy. A oni trochę się powałęsali po lotnisku i jeszcze przed obiadem wszyscy uciekli”.

Pan Modest opisywał także m.in. sylwetki niemieckich nadzorców robót, maszyny budowlane (np. niemiecki „wał samojezdny”) oraz wiele innych, ważnych szczegółów. Te zapiski są dzisiaj bezcenne. „Ostatni raz byłem przy pracy na lotnisku w sobotę 21 czerwca (1941 r.)” – czytamy we wspomnieniach Modesta Gontarza. „O świcie na drugi dzień (Niemcy) uderzyli na Rosję”.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zamosc.naszemiasto.pl Nasze Miasto