Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Organizacja na granicy wzorowa. Problemy zaczynają się później

Alicja Durka
Alicja Durka
W punkcie recepcyjnym w Hrubieszowie uchodźcy z Ukrainy mogą odpocząć, zjeść i bezpiecznie poczekać na transport.
W punkcie recepcyjnym w Hrubieszowie uchodźcy z Ukrainy mogą odpocząć, zjeść i bezpiecznie poczekać na transport. Łukasz Kaczanowski
Przejścia graniczne i punkty recepcyjne od kilku dni działają na pełnych obrotach. Każdego dnia organizacja w tych miejscach jest coraz lepsza. Na niektórych punktach granicznych wstrzymano już ruch pieszych, dopuszczony jest tylko ruch kołowy. Uchodźcy więc szybko przedostają się do Polski, ale to nie koniec ich podróży. Wiele komplikacji czeka ich w naszym kraju.

Punkty recepcyjne pękają w szwach. Przez każdy z nich przeszło już przynajmniej kilka tysięcy osób. Według szacunków, przez polskie granice przeszło już blisko milion osób. Każda z nich to inna historia. Niektórzy czekają na swoje rodziny i znajomych, umówione transporty, inni na chętnych kierowców, którzy zawiozą ich do bliskich, ale są i tacy, którzy dostali się na granicę bez planów, kontaktów i znajomości języków obcych. Są przerażeni, że musieli uciekać.

Do punktu recepcyjnego w Hrubieszowie dostało się starsze małżeństwo, w wieku około 70 lat. Oboje schorowani i bardzo zmęczeni długą trasą. Żeby dojechać na granicę, zapłacili 2 tysiące hrywien, czyli prawie 300 zł. To dla nich ogromny wydatek, połowa ich oszczędności. Później pomogli wolontariusze z Polski. Zapytani o to, jakie są ich plany, wzruszają ramionami. Kobieta
zalewa się łzami, nie rozumie, co się dzieje, nie jest też świadoma, gdzie się znajduje. Wolontariusze ukraińskiego pochodzenia kilkukrotnie próbowali tłumaczyć, ale bez skutku. Strach, niepewność i ogromne zmęczenie utrudniają pojmowanie rzeczywistości. Co się z nimi stanie? Nie wiadomo. Czas pokaże, gdzie trafią.

Polacy są pełni dobrych chęci, na miejscu przez całą dobę pracują strażacy z ochotniczych straży pożarnych, pomagają w magazynach, organizują ogrzewane namioty, pilnują bezpieczeństwa. Jak opowiadają, są tu od początku i będą do końca. Widzieli już kobietę, która przeszła przez granicę z siedmiodniowym dzieckiem. Niemowlę miało żółtaczkę, oboje trafili do szpitala, ale wcześniej kobieta przeszła kilkadziesiąt kilometrów pieszo. W połogu.

Do punktów i na granice codziennie zgłasza się też przynajmniej kilkunastu wolontariuszy. Gotują, sprzątają, opiekują się dziećmi, organizują i tłumaczą, ale barierą jest często język, dlatego na wagę złota są teraz tłumacze języka ukraińskiego i Ukraińcy, którzy
znają język polski więc mogą wesprzeć rodaków swoim doświadczeniem. Wszyscy są już zmęczeni, pracują w pocie czoła często już od ponad tygodnia, a potrzebujących nie ubywa. Wręcz przeciwnie. Problemy i ludzie mnożą się każdego dnia. Łóżka i karimaty położone są jedno obok drugiego. W przypadku choroby, niemal wszyscy są narażeni na zarażenie się od siebie. Gdy wybuchnie panika, tłum może być niebezpieczny, ale nikt się nie poddaje, choć wszystkim jest bardzo trudno, bo końca potrzeb nie widać.

Potrzebna konkretna pomoc

Tuż przy przejściu granicznym na Ukraińców czeka szereg wolontariuszy, ogrzewany namiot i ciepły posiłek. Zorganizowano
nawet grilla, jednak to trochę za mało. Jedzenia jest dość, ale po długiej drodze, wiele osób chce zjeść coś ciepłego i pożywnego, kanapki to nie wszystko. Osoby zaangażowane w przygotowywanie jedzenia pracują po wiele godzin, przygotowują posiłki, odgrzewają jedzenie, podają głodnym Ukraińcom.

Jest zimno, zmęczenie daje się we znaki. Mówią, że potrzebują oddechu, trochę pomocy i że przydałoby się jeszcze kilka stanowisk, które przygotowałyby np. ciepłą fasolę, bigos, coś, co można szybko podgrzać i podać zmarzniętym osobom.

Na granicy w Hrebennem jest podobnie, ochotnicza straż pożarna w nocy gotuje grochówkę. W ciągu dnia przywożą ze sobą kilkaset litrów. Są dni, gdy całość zjedzona jest w kilka godzin, czasem wystarczy na dłużej, ale niezbędni są zmiennicy i pieniądze. Do Zosina przyjechali wolontariusze z izraelskiej Pomocy Humanitarnej. Pomagają m.in. w transporcie i współpracują z Caritasem.

– Nie czekam na nikogo konkretnie. Jeśli pojawi się ktoś, kto nie wie, gdzie ma się udać, to służymy pomocą. Jesteśmy w stałym kontakcie z kościołem, który szuka im miejsca w domach, hotelach, organizuje jedzenie i wszystko, czego potrzeba

– mówi Stomer z Izraela, który do Polski przyjechał na tydzień.

Na transporcie się jednak nie kończy, wolontariusze gotują, opiekują się uchodźcami. Gdy jakieś dziecko płacze, niemal natychmiast pojawia się przy nim ktoś z pluszakiem, zabawką albo przekąską. Stomer zapytany, dlaczego zdecydował się na przyjazd aż do Polski odpowiada, że nie wie, to po prostu odruch serca. Uznał, że w obliczu wojny pomoc jest konieczna, a osoby żydowskiego pochodzenia są szczególnie wrażliwe na pomoc ofiarom konfliktów zbrojnych.

– Nie wybieramy, komu pomóc. Każdy, kto jest w potrzebie, niezależnie od pochodzenia, zasługuje na godne życie i uśmiech

– dodaje Stomer.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Organizacja na granicy wzorowa. Problemy zaczynają się później - Głos Wielkopolski

Wróć na lubelskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto