Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Niemcy nie złamali polskiego ducha. Rocznica sławnej, partyzanckiej bitwy pod Wojdą

Bogdan Nowak
Bogdan Nowak
1943 rok. Wysiedlani przez Niemców mieszkańcy Zamojszczyzny
1943 rok. Wysiedlani przez Niemców mieszkańcy Zamojszczyzny Archiwum Państwowe w Zamościu
To ukryta w malowniczych lasach, niewielka miejscowość. Jej mieszkańcy byli podczas II wojny światowej poddani wielu brutalnym represjom. Pod Wojdą (w gm. Adamów) 30 grudnia 1942 roku rozegrała się pierwsza w Polsce, otwarta bitwa partyzancka zbrojnych oddziałów partyzanckich z Niemcami. Była to rekcja na akcje pacyfikacyjne i okrutne prześladowania.

„10 września 1942 r. Niemcy przyjechali do osiedla Wojda, po wyznaczony kontyngent zboża. Nie było ono jeszcze wymłócone. Niemcy kazali kłaść zboże na wozy ze snopkami. Przywieźli je do sąsiedniej Wólki Wieprzeckiej (tam je wymłócono), a potem do Zamościa (…)” - notował w swoich wspomnieniach Marcin Olchowski ps. „Gwiazda” (relacja została nam udostępniona przez Ewę Dziewulską, wnuczkę tego zasłużonego partyzanta Batalionów Chłopskich). „Natknęliśmy się na ten oddział (…) niedaleko Wólki Wieprzeckiej.

Jerzy miał 3 lata, Januszek 7 miesięcy

To był początek tragicznych wydarzeń. „Oddział niemiecki wrócił do Zamościa, ale dwóch żołnierzy zostało w Wólce Wieprzeckiej” – wspominał dalej „Gwiazda”.” Gdy owi maruderzy na rowerach wyruszyli z tej wsi do Wierzchowin, zostali z daleka ostrzelani przez sowieckich partyzantów. Niemcom nic się nie stało. Obaj jednak uciekli, pozostawiając rowery na drodze. Przybyli do Józefa Litwińca, sołtysa Wólki Wieprzeckiej. Zażądali od niego koni oraz furmanki. Potem odjechali nią do Zamościa”.

Wszystko potem potoczyło się bardzo szybko. „Rano, następnego dnia (11 września 1942 r.), Niemcy spędzili wszystkich mieszkańców (Wojdy) w jedno miejsce (…) - notował Marcin Olchowski. „Niemcy przeprowadzili w osiedlu dokładną rewizję, ale nie znaleźli broni. A o to im chodziło. Po naradzie kazali wystąpić dwóm gospodarzom. Był to Marcin Teterycz i Jan Teterycz. Musieli przynieść łopaty. Potem Niemcy zaprowadzili ich za stodołę gajowego Jana Radlińskiego i kazali kopać dół”.

Następnie przyprowadzono żonę Radlińskiego Lucynę z dwoma synkami. Jerzy miał 3 lata, a Januszek 7 miesięcy. Kobietę zapędzono do jej domu. Tam była przesłuchiwana i bita. Następnie odbyła się egzekucja.

„Została rozstrzelana wraz z dziećmi (ciała zamordowanych znalazły się w wykopanym dole). Kazano zasypać ich ziemią” - pisał „Gwiazda”. ”(Niemcy) wrócili do spędzonych mieszkańców. Oświadczyli, że mogą się rozejść do swoich domów, bo broni nie znaleziono”.

Strwożonym ludziom oprawcy wytłumaczyli jaka była logika ich postępowania. „Stwierdzili, że Radliński należy do bandy, ponieważ wczoraj uciekł i z tą bandą chciał wystrzelać ich ludzi, starających się o chleb dla armii niemieckiej” - notował Olchowski.

Podobnych, niemieckich morderstw i brutalnych represji było w tym czasie na Zamojszczyźnie wiele. Od końca listopada 1942 r. odbywały się one w ramach ogromnej, dobrze zorganizowanej akcji pacyfikacyjno-wysiedleńczej. W rejonie Wojdy przyczyniło się to do nawiązania ścisłej współpracy między różnymi oddziałami partyzanckimi polskiego podziemia, głównie Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich.

Kto żyw chwytał za broń

„Leśni” palili wsie nasiedlone przez niemieckich kolonistów. Niszczono też linie kolejowe, mosty. Dochodziło do zbrojnych potyczek. 29 listopada 1942 r. oddział szturmowy AK podchorążego Edwarda Lachawca ps. „Konrad” stoczył w okolicach Cześnik godzinną walkę z niemiecką żandarmerią. Użyto broni maszynowej i granatów. Żandarmi musieli się wycofać. 13 grudnia oddział specjalny BCH pod dowództwem porucznika Czesława Aborowicza ps. „Azja” zaatakował areszt w Krynicach (pow. tomaszowski). Uwolniono wówczas 20 mieszkańców okolicznych wsi. Takich starć było coraz więcej.  

– Widzieliśmy, co Niemcy robili z naszymi wioskami. Partyzanci aż rwali się do walki. Byliśmy dumni, że to my jako pierwsi w okupowanym kraju stanęliśmy do walki z hitlerowskimi wojskami. To było coś wielkiego – wspominał kilka lat temu w rozmowie z nami 90-letni wówczas Mieczysław Artymiak, z Wólki Wieprzeckiej (gm. Zamość), były partyzant Batalionów Chłopskich, uczestnik bitwy pod Wojdą. – Chcieliśmy się bić. Nie było wyjścia. Musieliśmy coś zrobić, bo inaczej Niemcy wywieźliby lub pozabijali wszystkich Polaków. O to im chodziło. Do partyzantki szli zwykli chłopi, którym zabijano rodziny, palono domy. Kto żyw chwytał za broń.

Pod koniec grudnia 1942 r. Niemcy rozpoczęli wysiedlenia mieszkańców miejscowości w gminach: Tarnawatka, Rachanie i Krynice. Partyzanci nie zamierzali się temu biernie przyglądać. Zorganizowano wówczas I Kompanię Kadrową BCH i przekazano ją pod dowództwo porucznika Jerzego Mara-Mayera, ps. „Vis”. Był to doświadczony oficer AK. W kompanii znalazło ok. 100 wybranych żołnierzy BCH (niektóre źródła podają, że było ich 138). 28 grudnia niedaleko Bliżowa spotkali się oni z 37-osobowym sowieckim oddziałem partyzanckim, dowodzonym przez Rosjanina, kapitana Wasyla Wołodina.

Dwa dni później te połączone siły stoczyły pod Wojdą pierwszą dużą bitwę partyzancką w Polsce. Ich przeciwnikiem był batalion niemieckiej żandarmerii dowodzony przez kpt. Biskady'ego. Bechowcy obsadzili stanowiska po obu stronach drogi w okolicach Wojdy, na skraju kosobudzkiego lasu. Przygotowywali się do ataku.

Oddział niemiecki liczył podobno ok. 350 żołnierzy. Byli z nimi także niemieccy koloniści. Gdy podeszli na odległość stu metrów, partyzanci otworzyli ogień. Zdezorientowani Niemcy wycofali się, ale zdołali się przegrupować. W pewnym momencie udało im się nawet zaskoczyć „leśnych”. Jeden z niemieckich oddziałów podszedł w ich kierunku od strony Szewni Dolnej. Zatrzymał go jednak ogień karabinu maszynowego. W końcu Niemcy przypuścili „generalny” szturm. Tym razem odparto ich granatami.

Bój trwał sześć godzin. Po tym czasie „Vis” zarządził odwrót do lasu Grabina (partyzantom zabrakło amunicji). Podczas bitwy pod Wojdą poległo 6 bechowców, a kilku zostało rannych. Sowieccy partyzanci mieli natomiast dwóch zabitych. Straty niemieckie były większe. Zabito 20 żołnierzy, a kolejnych 30 zostało rannych. W odwecie hitlerowcy doszczętnie spalili Wojdę i rozstrzelali mieszkańców wioski. Częściowo spłonęła też pobliska Szewnia Dolną.

Opór

Echa partyzanckiej bitwy pod Wojdą rozeszły się bardzo szybko w okupowanej Polsce. Już w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia 1943 r. oddziały AK przeprowadziły na Zamojszczyźnie ok. 60 większych i mniejszych, zsynchronizowanych akcji dywersyjnych i sabotażowych (likwidowano m.in. niemieckich konfidentów). Mieszkańcy wsi, które miały być wysiedlone uciekali do lasów. Zabijano żywy inwentarz, niszczono płody rolne (aby nie wpadły w ręce Niemców).

Aby stłumić opór polskich partyzantów, Niemcy ściągnęli na Zamojszczyznę ogromne siły. Doszło wówczas do kolejnych bitew i potyczek. - Niemcy nigdy nie złamali jednak naszego ducha – wspominał z dumą Mieczysław Artymiak.

od 12 latprzemoc
Wideo

Akcja cyberpolicji z Gdańska: podejrzani oszukali 300 osób

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Niemcy nie złamali polskiego ducha. Rocznica sławnej, partyzanckiej bitwy pod Wojdą - Zamość Nasze Miasto

Wróć na bialapodlaska.naszemiasto.pl Nasze Miasto