Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

„I tym sposobem wsiąkłem w Polskę”. Opowieść o pracy i niezwykłej pasji wielkiego fotografa

Bogdan Nowak
Bogdan Nowak
Chris Niedenthal fotografuje w Szczebrzeszynie
Chris Niedenthal fotografuje w Szczebrzeszynie Bogdan Nowak
Do Szczebrzeszyna przybył Chris Niedenthal, legenda polskiej fotografii, laureat m.in. World Press Photo. Opowiadał o fotografii, mediach społecznościowych i ważnych wydarzeniach z czasów PRL-u. Uczestnicy festiwalu Stolica Języka Polskiego w Szczebrzeszynie mogli nabyć także jego najnowszą książkę pt. „Zawód fotograf. Ciąg dalszy nastąpił”.

To niezwykła publikacja. Jak czytamy we wstępie książka opowiada o tym, jak fotograf z Zachodu (Niedenthal ma polskie pochodzenie, ale urodził się w Wielkiej Brytanii) „wsiąkł” w kraj, którego dzieje miał jedynie relacjonować. Potem związał się z Polską: na dobre i złe. Ten wybitny fotograf był świadkiem najważniejszych, przełomowych dla naszego kraju wydarzeń. W swoich zdjęciach uwiecznił powolny upadek komunizmu, kolejne wizyty papieża Jana Pawła II czy m.in. pogrzeb ks. bpa Stefana Wyszyńskiego, nazywanego Prymasem Tysiąclecia.

Takie to były czasy

O pracy w burzliwych czasach PRL-u Niedenthal opowiadał w Szczebrzeszynie niezwykle interesująco (spotkanie odbyło się 4 sierpnia). Było w tym wiele gorzkiego uśmiechu, trochę ironii, ale także mnóstwo ciepła, które wyczuwa się także w zdjęciach Niedenthala. Fotograf na początku lat 80. ub. wieku współpracował z amerykańskim tygodnikiem „Newsweek”, a w 1985 r. został zatrudniony także w „Time Magazine”. Dla tego czasopisma wykonywał reportaże w Europie wschodniej i centralnej, ale także na Bałkanach i w Związku Radzieckim. Współpracował również z czasopismem „Der Spiegel”.

Taka praca na pewno była fascynująca, ale też pod wieloma względami wymagająca. Zebrana w Szczebrzeszynie publiczność mogła się np. dowiedzieć, iż większości wykonanych dla tych czasopism fotografii Niedenthal nie mógł zobaczyć, bo filmy z jego zdjęciami były wysyłane bezpośrednio do zachodnich redakcji. Tam je dopiero wywoływano i przeglądano. Niedenthal widział zatem zwykle fotografie wybrane, już publikowane w czasopismach. - Takie to były czasy – wspominał z uśmiechem.

Podczas spotkania nie zabrakło także refleksji na temat stanu dzisiejszej fotografii oraz roli mediów społecznościowych. Jak się okazało, Niedenthal jest ich zwolennikiem. Obecnie publikuje swoje zdjęcia głównie na „Facebooku”. Dlaczego? Jak mówił dzięki temu medium może dotrzeć bezpośrednio do wielu odbiorców. I bardzo to sobie ceni. Fotograf był także pytany m.in. o zdjęcia wykonywane ostatnio wręcz masowo telefonami komórkowymi. Także nie jest ich przeciwnikiem.

- Zwykli ludzie są świadkami wielu ważnych wydarzeń i takie ich zdjęcia bywają bardzo ważne. Czasami, dopiero po kilku godzinach przyjeżdżają na miejsce profesjonalni fotografowie. Oni na pewno wykonają lepsze fotografie. Jednak czasami te pierwsze, amatorskie zdjęcia maja większe znaczenie – podkreślał Niedenthal. I dodał: - Ja sam kiedyś zrobiłem zdjęcie pewnego, płonącego w Warszawie kościoła telefonem komórkowym. Bo nie miałem akurat innej możliwości. I nawet taką fotografię udało mi się potem sprzedać. Za 300 złotych.

Spotkanie z Niedenthalem odbyło się w ramach Festiwalu Stolica Języka Polskiego w Szczebrzeszynie. Prowadził je Mikołaj Grynberg, pisarz, reporter, psycholog oraz fotograf. Nic dziwnego, że obaj panowie dużo mówili także o kolorach i odcieniach zdjęć, głębi ich ostrości oraz przeróżnych atutach analogowej i cyfrowej fotografii.

Tego dnia do Szczebrzeszyna przybył tłum mieszkańców regionu oraz turystów. Ludzie słuchali fotografa w ogromnym skupieniu. Gorąco oklaskiwali także jego wypowiedzi, spostrzeżenia, żarty. Na zakończenie Niedenthal podpisywał swoje książki i albumy. Ustawiliśmy się w długiej kolejce. - Ach, Szczebrzeszyn. Ta bardzo trudna nazwa – uśmiechał się podpisując publikację, na której zamieścił datę i nazwę miejscowości, w której odbyło się spotkanie

W niezwykle długiej, wijącej się po całym placu festiwalowym kolejce po autografy zauważyliśmy wiele bardzo młodych osób: studentów i licealistów. Jak usłyszeliśmy, wykonane przez Niedenthala fotografie oraz historia życia tego wybitnego fotografa są inspirujące także dla nich. Dlaczego?

Zawsze miałem problem z odmawianiem

Christopher Jan Niedenthal urodził się 21 października 1950 r. w Londynie. Jest uważany za jednego z najważniejszych fotoreporterów europejskich. Ma polskie korzenie. Jego ojciec Jan Niedenthal był emigrantem wojennym. Przed wybuchem II wojny światowej pracował jako wiceprokurator Sądu Okręgowego w Wilnie. W Anglii uzyskał posadę referenta i sekretarza ministra w Ministerstwie Sprawiedliwości na Uchodźstwie. Natomiast matka Chrisa - Helena z domu Łyżwańska była przed wojną zatrudniona jako stenotypistka w Polskiej Agencji Telegraficznej (później był to PAP), a po wyjeździe do Anglii pracowała w domu.

Mały Chris język polski poznawał głównie w domu. Uczył się także w katolickiej szkole angielskiej oraz w sobotniej szkole polskiej, która działała w Londynie. „Uczyliśmy się polskiego, historii, geografii, śpiewaliśmy polskie piosenki i tańczyliśmy polskie tańce (…)” - wspomina w swojej książce Niedenthal.„Taniec nigdy nie był moją najmocniejszą stroną (...), ale jakoś sobie wtedy z tym dawałem radę. Lubiłem w miarę tańczyć poloneza, bo to mały wysiłek (...). W polskiej szkole na Boże Narodzenie zawsze wystawiano jasełka i co roku dostawałem rolę jednego z trzech króli. Bo byłem w miarę wysoki, no i zawsze miałem problem z odmawianiem”.

Pierwszy aparat fotograficzny „Kodak Starmite” Chris Niedenthal dostał od rodziców gdy miał 11 lat. To zaowocowało. Gdy dorósł, już praktycznie nie rozstał się z aparatem (wiadomo, że gdy miał 20 lat zdjęcia wykonywał głównie… rosyjskim „zenitem 3M”). Kształcił się także w tym kierunku. Niedenthal ukończył m.in. trzyletnie studia fotograficzne w London College of Printing. Była to wówczas, jak podkreśla – najlepsza w Anglii szkoła fotografii. Co mu dała?

„Nie powiem, żebym się dużo nauczył na tych studiach” – zauważył. „Może mnie nie wypada tak mówić, może każdy tak mówi. Nie wiem. W dzisiejszych szkołach fotografii na pewno jest lepiej, o wiele lepiej. Wtedy? Sprawa umowna. Ale mogę się cieszyć tym, że przez kilka lat byłem studentem. Z tego wniosek, że może nie ważne co studiujesz – bylebyś w ogóle studiował! Powstaje wtedy taka ważna przerwa między szkołą, a rozpoczęciem pracy, czyli prawdziwym życiem”.

Do Polski Chris Niedenthal pierwszy raz przyjechał w 1963 r. Potem niemal co roku jeździł do kraju pochodzenia swoich rodziców na wakacje (m.in. do Ustki, Sopotu, Jastarni i Zakopanego). Po pewnym czasie w Polsce zamieszkał. Pracował wówczas jako „wolny strzelec”, a następnie korespondent zachodnich czasopism. „I tym sposobem wsiąkłem w Polskę’ – czytamy w autobiografii fotografa. „Miałem szczęście bo spotykałem przeważnie życzliwych mi ludzi”.

W naszym kraju doszło do wielu przełomowych wydarzeń, których Chris Niedenthal był ich ważnym obserwatorem. Po wyborze Karola Wojtyły na papieża (stało się to 16 października 1978 r.). Niedenthal jako pierwszy fotoreporter przybył do jego rodzinnych Wadowic. Odwiedził dawną szkołę Karola Wojtyły, kościół parafialny, a potem uczestniczył we mszy w intencji nowego papieża, która odbyła się na drugi dzień po wyborze. Wielkiej radości nie było jednak widać na ulicach. Fotograf skonstatował, że ludzie potrzebowali trochę więcej czasu, aby się z tą nową sytuacją oswoić.

Fala ogromnego entuzjazmu przyszła później.

Polska nie będzie Kuwejtem Europy

Tak było w czerwcu 1979 r., już podczas słynnej podróży apostolskiej Jana Pawła II do naszego kraju, Niedenthal wykonał wówczas m.in. słynne zdjęcie, które trafiło na okładkę „Newsweeka”. Papież przebywał wówczas na Jasnej Górze. Był uśmiechnięty, podnosił ręce w górę trzymając w nich biało-czerwone goździki. To fotografowi udało się uwiecznić.

„Sama wizyta papieża, jak wszyscy wiemy, była niesamowita. Atmosfera wokół tego niezapomniana” – notował Niedenthal. „Praca nastręczała trudności, ale wykonywało się ją z przyjemnością. Widzieć tyle tysięcy szczęśliwych, uśmiechniętych twarzy i to codziennie w innym miejscu… Czy udało mi się uchwycić to na zdjęciach, nie wiem, grunt, że nie były złe: zdobyłem okładkę i większość zdjęć w środku czasopisma (…). Rozpierała mnie duma”.

Niedenthal uważa, że właściwie jego prawdziwa przygoda jako fotoreportera zaczęła się od tej pierwszej okładki w „Newsweeku”. W 1980 roku fotografował słynny strajk w Stoczni Gdańskiej im. Lenina. Na zdjęciach uwiecznił napiętą atmosferę tamtych wydarzeń. Wykonał też wiele fotografii Lechowi Wałęsie (również w jego domu) i innym działaczom „Solidarności”. Nie tylko.
Na jego zdjęciach można także m.in. zobaczyć słynny „wybuch ” w miejscowości Krzywopłoty, niedaleko Karlina na Pomorzu. Doszło tam do erupcji i zapłonu ropy naftowej w wykonywanym odwiercie. Wieść o tym wydarzeniu lotem błyskawicy rozeszła się po całym kraju. Potem okazało się, że złoże nie było duże, zatem PRL-owska Polska nie miała szansy stać się nowym... Kuwejtem. Już wtedy o tym zresztą wiedziano.

„Płonie szyb Daszewo-1 pod Karlinem, trwa pełna poświęceń akcja opanowania pożaru. Całe społeczeństwo z napięciem czeka na jej rezultat. Wszyscy zadają sobie pytanie, czy jest to ta wielka ropa, która tak bardzo by się dziś przydała? ” – czytamy w numerze 5 czasopisma „Polska” z 1981 r. Jednak już na końcu owego tekstu Krzysztof Szymborski, jego autor, sam sobie odpowiedział. „Karlińskie złoże zawierać może kilkaset tysięcy ton, w najlepszym razie dwa do trzech milionów. Polska nie stanie się Kuwejtem Europy. W dzisiejszych, trudnych czasach liczy się jednak każda tona”.

W czerwcu 1981 r. Chris Niedenthal fotografował uroczysty pogrzeb kardynała Stefana Wyszyńskiego, który odbył się Warszawie. Na jego zdjęciach widać tłum skupionych osób, klęczące zakonnice i ludzi całujących trumnę Prymasa Tysiąclecia. Niedenthal ocenia po latach, że ów pogrzeb był piękny.

Czas apokalipsy

Gdy w grudniu 1981 r. wprowadzono w kraju Stan Wojenny, Niedenthal także nie odłożył aparatu fotograficznego. Mógł wówczas wykonywać zdjęcia jedynie z ukrycia. Powstały w ten sposób niezwykłe, ważne dokumenty tego trudnego czasu. Chyba najsłynniejsze z jego zdjęć przedstawia budynek warszawskiego kina „Moskwa” na którym zawieszoną reklamę filmu wojennego Francisa Forda Coppoli pt. „Czas apokalipsy”. Przed kinem stał wówczas wóz opancerzony typu SKOT oraz grupa żołnierzy. To zestawienie było symboliczne, jednoznaczne. Wykonanie takiej fotografii wymagało jednak dużej odwagi.

„Telefony zamilkły w całym kraju. Nie miałem więc żadnego kontaktu z redakcją w Nowym Jorku” – wspomina w książce Chris Niedenthal. „Teleksy też milczały. Interpress (chodzi o Polską Agencję Interpress, czyli agencję prasową – przyp. red,) był zamknięty, a właśnie stamtąd, w normalniejszych czasach wysyłało się te śmieszne, wystukane listy. Nie miałem więc żadnych wskazówek od redakcji, ale ich nie potrzebowałem. Wiedziałem, że muszę robić wszystko co się da, a to niemałe wyzwanie. Byłoby mi strasznie głupio, gdyby się okazało, że ich zawiodłem”.

W 1986 r. Chris Niedenthal otrzymał prestiżową nagrodę World Press Photo. Doceniono w ten sposób fotograficzny portret Janosa Kadara, sekretarza generalnego KC Węgierskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej zamieszczony na okładce „Time Magazine”. To zdjęcie nadal robi wrażenie. Co tam widzimy? Ów przywódca ma siwe włosy, jakoś podejrzanie smutne oczy i wykrzywione w podkówkę usta. Stoi na tle wielkiego obrazu Lenina. Kadr wygląda niesamowicie. Bo Lenin ze zdjęcia Niedenthala przypomina zjawę rodem z seansów spirytystycznych, która złowieszczo unosi się nad głową Kadara. W tym także było coś symbolicznego.

Dobro zwycięży

Wiele się zmieniało. W 1987 r. Chris Niedenthal zamieszkał w Austrii, gdzie funkcjonowało biuro „Time’a” na Europę Wschodnią. Cały czas – jako korespondent - dokumentował jednak powolny schyłek i upadek komunizmu w naszym kraju. Także po upadku PRL-u, już jako polski obywatel, wykonywał piękne, bardzo ważne zdjęcia. Stworzył m.in. słynny cykl fotografii pt. „Tabu. Portrety nie portretowanych”. Uwiecznił na nich dzieci niepełnosprawne intelektualnie. Ekspozycja zrobiła wielkie wrażenie. Była prezentowana m.in. w warszawskiej Starej Galerii ZPAF, a także na wystawach w Wiedniu, Hamburgu i Bratysławie.

Fotograf zajmował się także działalnością wydawniczą. Ukazały się cztery albumy z jego zdjęciami: “Polska Rzeczpospolita Ludowa. Rekwizyty”, „Polska Stanu Wojennego”, “In Your Face” i “Chris Niedenthal. Wybrane Fotografie 1973 -1989”. Nie tylko. W 2011 r wydał autobiografię pt. “Chris Niedenthal. Zawód: Fotograf”, a w 2020 r. wyszła kolejna jego książka pt. „Chris Niedenthal. Zawód: Fotograf, ciąg dalszy nastąpił”.

Niedenthal nadal pracuje. Jego ostatnie zdjęcia prezentowane są w Galerii Ośrodka Międzykulturowych Inicjatyw Twórczych Rozdroża w Lublinie. Ekspozycja została otwarta 7 maja. Zdjęcia udostępniono także na stronie internetowej www.rozdroza.pl. Nadal można je tam oglądać.

- Zdjęcia Chrisa Niedenthala przez cały sierpień będzie można zobaczyć w naszej Galerii Rozdroża przy ul. Peowiaków 12 w Lublinie. Być może nawet przedłużymy termin prezentacji tej wystawy. Decyzja w tej sprawie jeszcze nie zapadła – mówi Anna Horyńska, z Ośrodka Międzykulturowych Inicjatyw Twórczych Rozdroża w Luiblinie.

Zasługi tego wybitnego fotografa zostały docenione. W 2009 r. Chris Niedenthal otrzymał m.in. Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. Obecnie mieszka on w Warszawie. Nadal opowiada o skomplikowanych, ludzkich losach oraz historii. Nie tylko naszego kraju. „Kiedy Polska przeżywała swoje pierwsze prawie wolne wybory 4 czerwca 1989, w Chinach - Pekinie wojsko chińskie masakrowało młodzież na Placu Tienanmen” – czytamy w jednym z ostatnich wpisów Niedenthala w mediach społecznościowych, umieszczonym obok archiwalnej fotografii. „Zdjęcie to zrobiłem w połowie maja 1989 r. kiedy studenci wraz z rodzinami pokojowo okupowali ten wielki plac”.

Na fotografii widać małe dziecko o skośnych oczach, które trzyma w rączce niewielką, żółtą chorągiewkę. Natomiast palce: wskazujący i środkowy jego drugiej dłoni układają się w charakterystyczną literę „V” - symbol zwycięstwa.

- Takie jest chyba przesłanie zdjęć pana Niedenthala, które widziałam w Internecie, a teraz w jego książkowej autobiografii – mówiła podczas spotkania w Sczebrzeszynie 19-letnia, sympatyczna dziewczyna. - Ja też tak to czuję. Dobro musi zwyciężyć, nawet jeśli ma bardzo pod górkę, nawet gdy się go niszczy i zabija.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: „I tym sposobem wsiąkłem w Polskę”. Opowieść o pracy i niezwykłej pasji wielkiego fotografa - Plus Kurier Lubelski

Wróć na zamosc.naszemiasto.pl Nasze Miasto