Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Hrebenne. Wszystkie bariery pękły w obliczu wojny, ludzkiej tragedii

Bogdan Nowak
Bogdan Nowak
- Woziliśmy dzisiaj do Rawy Ruskiej lekarstwa, żywność, koce i m.in. wodę. Gdy wracaliśmy, wieczorem, widzieliśmy kolejkę uchodźców po ukraińskiej stronie granicy: przed przejściem granicznym w Hrebennem – mówiła w piątek wieczorem (4 marca) Agnieszka Gajda. - Miała długość dwóch, może trzech kilometrów. Końca kolejki samochodów nie było widać...

Pani Agnieszka jest wolontariuszką. Współpracuje m.in. ze Stowarzyszeniem „Morsy spod młyna” z Rudy Żurawieckiej, z grupą „Robim co możem” z Ulhówka oraz – jak mówi - wszystkimi, którzy chcą pomagać uchodźcom w powiecie tomaszowskim. Trudno jej zliczyć osoby, które zaoferowały wsparcie potrzebującym. To – jak mówi - prawdziwe pospolite ruszenie.

Dziesięcioro dzieci, jedenaste w drodze

- Gdy w Lubyczy Królewskiej powstał punkt recepcyjny od razu pojawiło się tam bardzo wielu uchodźców. Okoliczni mieszkańcy natychmiast ruszyli z pomocą. To było piękne, niezwykłe. Zwożono żywność, środki medyczne, ale też organizowano noclegi w prywatnych domach – opowiada Agnieszka Gajda. - Uchodźcy byli w różnym stanie. Nie brakowało kobiet w ciąży, malutkich dzieci, osób starszych, niepełnosprawnych. Oni byli bezradni, zmęczeni. No, po prostu nie można było na to wszystko spokojnie patrzeć, zostawić ich bez pomocy.

Pani Agnieszka wspomina, że niektóre sytuacje szczególnie chwytały za serce. Opowiada o nich z wielkim przejęciem. - To są wzruszające obrazy, których nigdy nie zapomnę. Zobaczyłam np. kobietę, która była w zaawansowanej ciąży. Ona przeszły przez granicę z mężem i dziesięciorgiem dzieci... – wspomina Agnieszka Gajda. - Ci ludzie jakiś czas przebywali pod naszą opiekę, a potem pojechali do Krakowa. Następnie mieli podobno wyruszyć do USA. Oby im się powiodło! Dramat wielu uchodźców jest ogromny, niewyobrażalny.

Z panią Agnieszką spotkaliśmy się w domu państwa Joanny i Krzysztofa Ulanowskich w Hrebennem. Znajduje się on zaledwie ok. stu metrów od przejścia granicznego w tej miejscowości. Podwórko tej rodziny wyglądało w piątek (4 marca) jak centrum logistyczne jakiejś dużej organizacji. Widać tam było ratowników medycznych, ludzi przepakowujących żywność, środki opatrunkowe i inne dary, które potem miały trafić na Ukrainę. Kręcili się tam także policjanci (kontrolowali ten cały ruch), częstowano ludzi herbatą, jedzeniem (w namiocie ustawionym przed domem).

Nie tylko tam. Obok, wzdłuż drogi prowadzącej z Lubyczy Król. do przejścia granicznego ustawiono także inne punkty pomocowe zorganizowane przez różne organizacje. Zmęczeni ludzie mogli się tam ogrzać, przebrać, zastanowić w cieple co dalej...

- Zdarza się, że ludzie przechodzą przez granicę i nie wiedzą co ze sobą zrobić. Rozglądają się bezradnie, szukając jakiegoś oparcia, czegokolwiek. Wtedy ich kierujemy, tam gdzie mogą otrzymać pomoc – tłumaczy Leszek Woszczak, jeden z wolontariuszy. - Pamiętam kobietę, która pojawiła się na granicy jedynie w kurtce, którą narzuciła na koszulę nocną. Wyglądała jakby nagle zostawiła wszystko, uciekając przed wojną. Także miała ze sobą małe dzieci… To zostaje w pamięci.

Wszystkie bariery pękły

Takich wzruszających opowieści usłyszeliśmy wiele. - Warto podkreślić, że wsparcie okazują nam także ludzie spoza naszego regionu. To ważne – dodaje Leszek Woszak. - Przywiozłem dzisiaj np. z Warszawy ratownika medycznego, który sam się zgłosił. Pomaga teraz ludziom tutaj obok, przy przejściu granicznym.

- Działamy, robimy co się da, mamy nadal wiele energii – dodaje Agnieszka Gajda. - Za chwilę ruszamy za granicę. Wieziemy w busie dary zebrane przez ludzi dobrej woli, których nadal nie brakuje. Przekażemy je niebawem do magazynu w Rawie Ruskiej.

Ważne jest także coś innego. Pani Agnieszka zauważyła, że jeśli wcześniej były jakieś bariery, historyczne zaszłości, niedomówienia pomiędzy Polakami i Ukraińcami, to się właśnie: w obliczu wojennej tragedii zmieniło. - Wszystkie bariery pękły. To niezwykłe – mówiła tuż przed wyjazdem.

Rozmawialiśmy z panią Agnieszką także telefonicznie, gdy bus już wracał z Rawy Ruskiej. Kobieta opisywała nam ogromne, kilkukilometrowe kolejki przed przejściem granicznym w Hrebennem. - Na zimnie stoi w taki sposób masa ludzi. Samochody uchodźców, którzy chcą się przedostać do naszego kraju trudno nawet zliczyć – mówiła. - Kolejka aut ma wiele, wiele kilometrów. Uchodźców jest naprawdę coraz więcej. Martwimy się co dalej będzie, jak takiej masie ludzi pomóc.

Tylko w piątek (4 marca) granicę Polski przekroczyło ponad 100 tysięcy uchodźców.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zamosc.naszemiasto.pl Nasze Miasto